piątek, 19 sierpnia 2011

M

To miasto jest piękne. Szczególnie nocą. Tak pachnie resztką spalin, chłodem, wilgocią. Lubię tę wilgoć wgryzającą się pod ubranie, chwytającą za końcówki włosów, gmerającą po karku opuszkami swoich palców. Światła powoli gasną, jedno okno po drugim pustoszeje. Ludzie idą spać. Nie pamiętam kiedy spałam. Coraz częściej wychodzę kiedy i w moich oknach gaśnie światło i wracam zanim znowu się zapali, kiedy wszyscy wstają do pracy jeszcze przed słońcem. Otrzepałam popiół z buta i wstałam. Panorama jest piękna. Zgasiłam papierosa i... Co robiłam na dachu, nie wiem. Okna zapalają się na nowo. Słońca długo jeszcze nie będzie. Herbata dawno już wystygła, a ja nie wiem w czyim kubku ją zaparzyłam i czy w ogóle zrobiłam to ja, ale jest taka jak lubię. Siadłam z nogami na zewnątrz... To kilkanaście pięter w dół, ta przestrzeń. Niech w niej tworzy się moje szaleństwo. Obija się o ściany bloków, targane gdzieś przez wiatr. Jakby właśnie znalazł przyjaciela i chciał mu wszystko pokazać. Wiatr przyspiesza i coraz częściej zmienia kierunek, dym z kominów i fajek szaleje, liście wznoszą się i opadają, i ja opadam na plecy, powieki opadają na policzki i, i nic już nie opada. Jest cisza, bo ktoś tu jest. Zatrzymał całe to szaleństwo i mówi do mnie. Nie rozumiem jego słów. Wstaję i widzę dlaczego tu jest. Podchodzę szybko bliżej. Przystaję właściwie tylko przy nim i szepczę mu do ucha Nie pokocham Cię. I idę dalej odstawiając kubek, po herbacie przy drzwiach na schody. Wychodzę na ulicę, by się odnaleźć, bo tylko ja mogę, tylko mi wolno, tylko na chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz