niedziela, 23 marca 2014

W ulu

Szwajcarski ser skrojony w kostki. Miałam jeszcze gdzieś odłożonego papierosa... Miałam. Poprawiam pościel pod stopami. Moja nagość zaczęła na mnie ostatnio działać erotycznie. Zakładam obcisłą koszulkę żeby móc spalić tego zaginionego papierosa przy otwartym oknie. Opięta koszulka na spiętym sutku coś mi przypomina, kogoś... Myśli uciekają gdzieś indziej bardzo płynnie. Co miałam jeszcze dzisiaj zrobić, co jutro będę musiała? Dzwonek do drzwi, ale nie moich. Każdy krok odbijający się echem klatki schodowej opleciony moją modlitwą, by kierował się do mnie. Ciągłe bzyczenia pszczół ściskające mój żołądek, że lecą mnie ukąsić, że to ta jedna i ta sama wraca jak klątwa. Opadam na poprawianą pościel. Chwilę patrzę na kroplę rozbijające się o szybę nade mną. Potem zamykam oczy i dryfuję już po obrazach ukochanych przez moją świadomość, potem po tych, które wpycha mi obrzydliwie podświadomość. Najtrudniejsze w miłości jest to, że nie istnieje jako taka, widzialna, urzeczywistniona jak sanga. Miłość jest tym wszystkim czego nie rozumiemy albo czego ja nie potrafię pojąć. Jest każdym tym działaniem, które podejmujemy wbrew logice i każdym tym gestem, który podejmujemy bez powodu. I jest każdą tą myślą, która jest najpiękniejsza i najboleśniejsza zarazem. Otwieram oczy kilka godzin później. Podnoszę się spłoszona dzwonkiem do drzwi. Nie marzyłam albo z miejsca się rozczarowałam, że to te palce wcisnęły dzwonek. Cieszę się, że przyszedł. Poprawiłam w końcu pościel...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz