wtorek, 7 czerwca 2011

E&I

Zadzwoniłam wczoraj. Odebrała, cisza w słuchawce. Przedstawiłam plan remontu. Potwierdziła go cicho i rozłączyła się. Jeszcze nie przyszła. Miałam czas dorobić dla niej klucze. Dużo światła. W tym mieszkaniu jest bardzo dużo światła. Wyszłam na balkon. Pokój jest tylko jeden. Usiadłam na podłodze i wywiesiłam nogi za barierki. Papieros.
Idzie. Tępo wpatrzona w kierunek marszu. Poprawiła związane kosmyki włosów kładąc na ramię. Uciekały smukłe i wątłe pomiędzy jej palcami, aby opaść na dekolt. Paliła. To dobrze. To pięknie. Tak, była piękna. Z tą ziemistą cerą, podkrążonymi oczami. Weszła do mieszkania. Siedziałam tak jeszcze chwilę nasłuchując jej kroków. Urwały się. Odwróciłam się by sprawdzić, czy nie wyszła. Czy marzenie o niej nie było złudne. Jest, nie prysła jak bańka. Moja delikatna, lekka bańka mydlana. Stoi w tej swojej białej, luźnej podkoszulce, patrzy na mnie i wyczekuje trzymając ręce w kieszeniach luźnych czarnych spodni.
- Daj tą szmacianą torbę, powieszę ci. Zanim przyszłaś przykręciłam wieszak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz