piątek, 29 lipca 2011

M

Boję się siebie. Stoję pod prysznicem i mam wrażenie, że nie ma niczego. Nie istnieje nic poza tym. Para unosi się w górę, wzdłuż nieprzezroczystych ścian kabiny, parząc i dusząc aż do sufitu. Boję się, że w tym utonę. W tym szaleństwie. Nie jestem szalona, nigdy nie chciałam taka być. Nikt chyba nigdy nie planował zostać szaleńcem. Stoję oblewając się wrzątkiem licząc na to, że wypalę bród. Wygotuję się, oczyszczę bez używania gąbki i mydła. Nie mogę myć się normalnie. Musiałabym puścić i odwiesić słuchawkę prysznicową albo nie daj boże zakręcić wodę, by móc oburącz namydlić się cała. Nie. Trzymam słuchawkę tuż przy twarzy przelewając cały strumień wpierw przez usta, by później rozlał się po całym ciele. Cierpnie mi język. Więc jednak tonę. Nie wiem, czy to już szaleństwo, ale tonę we własnej wodzie. W zadumie podczas kąpieli. Wychodzę i jeszcze wychodząc owijam się ręcznikiem. Nie pamiętam już o czym myślałam pod prysznicem. Patrzę w lustro i widzę ciągle to samo. Wciąż ta sama niezmieniona ani o zmarszczkę twarz. Daleko mi zresztą do zmarszczek, tylko do tego szaleństwa ciągle blisko. Kiedy mi ta cera tak wypłowiała i włosy poczerniały? A oczy podkrążyły się brunatnie? Końcówki włosów już nie dzielą się na dwoje, lecz na troje i czworo. Nadal mają ten swój przeklęty połysk, a oczy błysk, którego od lat nie potrafię zgubić. Próbowałam. Przywarł do mnie jakby był bardziej szalony ode mnie. Nie opuszcza mnie nigdy, nigdzie i przy nikim. Kręci się w oku przyciągając nieszczęścia jak magnes. Nie chciałam go, wyrzekłam się dawno. Próbowałam nawet wydziedziczyć i nie przyznać się do niego, ale każdy kto chociaż raz wypatrzył w lustrze błysk własnego oka wie, że nie można go zażegnać. Czasem odchodzi, ale sam. Nikt do końca nie wie dlaczego. Zazwyczaj wtedy kiedy mógłby już zostać... On jest jak przekleństwo. Przeznaczona zguba. Czasami tylko znika na moment. Wypływa zewnętrznym bądź wewnętrznym kącikiem oka, nigdy nie zapamiętam którym, toczy się po policzku i wpływa na koniec do ust, soląc podniebienie lub wzdłuż linii brody kapie swobodnie niżej, na dekolt, na śniadanie.
Idę korytarzem... Czasami nie wiem, czy jestem już trzeźwa, czy może żyję jeszcze dniem wczorajszym. Siadam na łóżku ciągle w ręczniku i wyciągam papierośnicę. Chciałabym wiedzieć od kogo ją dostałam, bo ja nie pamiętam. Ogółem pamiętam niewiele i równie niewiele się tym przejmuję, ale z tym jest inaczej. I znowu gubię wątek odpalając tylko papierosa. Dym już piecze płuca, a bibułka skwierczy spalana w głuchej ciszy. W zależności od pogody papierosa czuje się inaczej. Czasem przelatuje jak powietrze. Dzisiaj wpada aż do płuc piekąc już w przełyku. Rozpływa się powoli po komórkach ciała i spalając doszczętnie resztki tlenu wydostaje się z ust do pokoju. Gnieciony filtr skrzypi mi przy uchu.
Sterylność mojego pokoju czasem mnie zabija. Przeczy jakimkolwiek przypuszczeniom aby ktokolwiek mógł tu mieszkać więc pośrednio przeczy mojemu istnieniu. Patrząc na niego czasami boję się, że nie istnieję. Czasami nawet się nie boję, wiem. W przenośni lub dosłownie. Zależy jak bardzo szalona jestem tego dnia. Odchylam się na łóżku. Oszalałam do reszty, bo czuję się szalona mówiąc o tym, że taka właśnie jestem. Zamykam oczy. Pociągam papierosa, a on ciągle skwierczy. Czasami lubię tą ciszę.
Back to black. Amy is dead. I nie otwieram oczu, łzy wyciekają dyskretnie spod powiek bokami i kapią do uszu. To całkiem przemyślane. Kiedy człowiek zamyka  oczy to nie chce lub nie może już pewnych rzeczy widzieć i po to oczy są. I kiedy je zamknie i płacze to znaczy, że nie może patrzeć na coś i łzy wymykają się ukradkiem, bokiem i wtedy zatykają także uszy, by nie musieć słuchać. Kochanie kogoś nie za to kim jest, bo tego nigdy się stuprocentowo nie dowiemy, a za to co ci dał jest znacznie piękniejsze. Kochałam ją. Na swój sposób. Dała mi piękno, które wydaje się umierać razem z nią. O ile ja jeszcze wiem jak się kocha.

http://img.metro.co.uk/i/pix/2007/09/winemouseINS_450x300.jpg

1 komentarz:

  1. Pamiętam to. Kiedy czytałam to pierwszy raz? A zdjęcie całkiem urocze, niekoniecznie je lubię.

    OdpowiedzUsuń