czwartek, 5 kwietnia 2012

Znalazłam przepis na Twoją nieśmiertelność. Nie rozmawialiśmy? Tęskniłam... Wybacz mi, wybacz, że zwątpiłam. Wiem, że nie zrobiłeś tego mi. Czasami tak jest, że to co jest Twoim fundamentem musi Cię zniszczyć.


Pusto. Rzygać mi się chce. Pusto. Mam wrażenie, że kurz mi się do płuc przykleja dziesięciocentymetrową warstwą.
-Ro bardzo stare mieszkanie.
-Widzę.
-Niestety trzeba włożyć w nie dużo wysiłku.
-Chyba pieniędzy...
-Tak, to miałem na myśli. Przez to cena samej nieruchomości jest taka atrakcyjna.
-Kto tu mieszkał wcześniej.
-Przyznam, że nie wiem. Ale ostatni mieszkańcy to tu byli chyba w trakcie wojny... Później państwo miało je remontować...
-Dalej o państwie nie trzeba. Rozumiem, że to tak marnieje od ponad 40 lat?
-Tak.
-To świetnie.
-Proszę?
-Mówię, że biorę.
-Jest pani pewna?
-Tak.
Dlaczego nie robi się ławek na bardziej ruchliwych ulicach. Nie musiałabym chodzić w tę i spowrotem jak idiotka czekając aż przestanę słyszeć własne myśli. Jak przestanę, przestaje mi przeszkadzać wieczne chodzenie, a ja chociaż na chwilę potrafię zapomnieć, odpocząć. Później włażę w jakąś cichą i brudną uliczkę o nazwie, która zupełnie nic mi nie mówi, szukając powrotu, zamęczając na nowo siebie samą, użeram się z bandą bezdomnych, cyganów, bezdomnych cyganów i wszystkich, którzy proszą mnie o pieniądze. I tylko tym różni się ich bezdomność od mojej. Ja nie chcę, nie proszę o pieniądze. Wolałabym żeby to ich mi brakowało, nie Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz