poniedziałek, 16 stycznia 2012

Prawazetki.

Sama nie wiem dlaczego wybrałam góry. Nigdy nawet nie lubiłam schodów. Tu wszystko jest inne... Buty, cały rząd innych butów. Kupione. Gdzieś, kiedyś. Ważne, że moje. Nie wiążę z nimi żadnych wspomnień. Nie wiem nawet gdzie je kupiłam. Drogi... Nauczyłam sie przecież jeździć, i to terenowe auto. Wcale nie planowałam takich sytuacji, nie po to je kupiłam. Ja w ogóle niewiele z tego wszystkie zaplanowałam. Zaplanowałam za to wiele, wiele innych rzeczy, które się nigdy nie wydarzą.
I to powietrze jest jakieś inne. Chłodne, nieczułę. Nie pozwala mi się ogrzać w płucach.Papieros, papieros, papieros. Paczka prawie pusta, a ja nie zapmiętałam ani jednej myśli w trakcie palenia kilku, kilkunastu poprzednich papierosów. Człowiek podobno myśli cały czas. Prowadzi ze sobą wieczny monolog. Ja siebie nie słyszę.
Ciekawe, czy kiedy człowiek umiera to nadal słyszy swoje myśli. Może ja zwyczajnie umarłam.
I znowu nic. Coraz częściej milczę do siebie. Wariatka.
Wstaję do samochodu, szukam paczki za siedzeniem. Moja bransoletka. Zgubiłam ją kiedy... Nie, o tobie dziś nie. Zabieram papierosy, jednego odpalam od razu. W bagażniku powinnam mieć... Jest. Przytrzymuje papierosa ustami, rękoma szukam końca słuchawek. Siadam gdzie siedziałam. Słucham, bo cisza jest nie do zniesienia.
A jednak. Przyjechałam tu by się wyciszyć. Nigdy tu nie byłam. Jeśli nawet to nie pamiętam. Kiedy byłam małą każde ferie spędzałam w górach, a nic nie zapamiętałam. Oprócz chłodu.
Tych gór uczę się na pamięć. Majtam nogami nad przepaścią, ale sie nie boję. Siedzę bezpiecznie. Nie jest aż tak wysoko. Zakręt jednej z innych dróg. Nikt tędy nie jeździ. Ja nikogo nie widziałam...
Jestem głodna. Samochód, jedzenie. Domykam drzwi nogą i... Rękawiczki. Jedzenie, na siedzenie, schowek, rękawiczki, jedzenie, drzwi, siedze.
Siadam jak dziecko. Chciałabym być dzieckiem. Mama siłą wyższą, każdy problem kończy się wieczorem... I to siadanie skrzyżnie. Że mi już nie wypada...
Nakruszyłam. Podleciał kruk. Sypię jeszcze kilka okruchów i przypominam sobie historię o tym, że ptaków się pieczywem nie karmi, że pęcznieje im w żołądkach. Nie wiem nawet ile w tym prawdy, ale przezornie znowu ide do samochodu po ziarna. Sama nie wiem co i kiedy dokarmiałam, że je kupiłąm. Pewnie innego kruka. Wyrzuty sumienia za ich spęczniałe brzuszki musiały mnie już kiedyś do tego zmusić. Ptak próbuje poderwać się z pieczywem. Chwytam za pieczywo i zaczynam żałować. Zawsze bałam się ptaków. To ty, to ciebie nie przerażały kruki.
Sypię ziarno obok. Czy ty na mnie patrzysz rozumnie? Jedz, to lepiej smakuje. O dziwo puszcza kromke uporczywie trzymaną w dziobie i rusza w kierunku ziarna.
Boję się odezwać... Dawno nie słyszałam włąsnego głosu. Czy kruk jest dobrym rozmówcą?
Dobrym. Rozmowy roztaczane w mojej głowie, wybitnie interesujące.
I znowu siedzę pogrążona w słuchawkach, skrzyżnie, z rękami, rękawiczkami w kieszeniach. Tępo patrze na nie, czy góy da się zapamiętać? Czy może właśnie chodzi o to żeby nie... Żeby do nich wracać, żeby tęsknić. Żeby obraz o nich nie wystarczył. Więc może ona jest twoją górą. Nie możesz jej tak zwyczajnie zapmiętać lub zapomnieć. Będziesz do niej wracać.
Papieros. Co ja zrobię kiedy już będzie ciemno? Skoczę w dół. I sama siebie żartem rozbawiłam. Nawet się przez chwilę do siebie w środku śmiałam. Czarny humor.
Co ja zrobię kiedy już będzie ciemno? Papieros.
Gaśnie płomień zapalniczki i czuję czyjeś objęcia i wyjmowane mi z uszu słuchawki.
-Już z tobą jestem. Mówiłaś, że to niedaleko. Myślałam, że pieszo...
-Dobrze, że jesteś.
I płakałam. Kołysząc się obejmowana od tyłu. Wymazuje na bieżąco wszystko, bo nie umiem etapami. Zapomniałam na co czekam. Wiedziałam, w środku wiedziałam, że przecież tu idzie. Wydawało mi się, że to było blisko od tego miasteczka, ale wymuszony brak pamięci krótkotrwałej...
-Ciesze się, że jesteś. Nie miałąm kogo...nie wiedziałam. Chciałam ciebie... Ja...
-Cii, ciicho... Już dobrze. Do więzienia pójdziemy jutro.
Siedziałyśmy tak jeszcze długo. Była matką, była siostrą, była bratem. Była rodziną. Sklejała zawsze i wszystko co się aktualnie rozpieprzało. Wiedziałąm gdzie dzwonie. To jedno wiedziałam. I jak już było ciemno. Koce na rozkładane siedzenia. Ze strachem, pośpiesznie zamykane drzwi od wewnątrz i kończenie jednej z wielu rozpoczętych i nierozpoczętych butelek. Wielu łez. Dobrze, że jest. Ona zawsze była.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz