czwartek, 1 września 2011

A.

Leżała na łóżku. Nigdy wcześniej jej nie dotykałem. Miałem jej też nie dotknąć nigdy później. Jej mieszkanie zawsze było takie lekkie, jasne, ciepłe. Było białe, biało beżowe, biało... Już nie pamiętam nawet jakie. Pozwalała mi tam być. W ogóle pozwalała być przy niej. Przestawałem być mężczyzną. Czułem jak miękną mi jaja i rosną piersi i... Takiego nigdy nie mogłaby mnie pokochać.
-Anka!
Nie krzyczałem. Po prostu odezwałem się po raz pierwszy zdecydowanie przy niej. Leżała na plecach. Podniosła się, wsparła na łokciach i długo patrzała na mnie oczekując dalszych zdarzeń. Nie bała się. Po prostu byłem inny, jeszcze bardziej obcy, jeszcze mniej poznany. Tego właśnie się bała. Niepewności gruntu, na którym stała. Szedłem pewnie w keirunku łożka. Szybko siadła poprawiła włosy za uchi i zanim ejszce zabrała ręke byłem rpzy niej całując ją, chwile później leżała pode mną i była moja. Wzdychała tak... łagodnie. Czuła się bezpiecznie, była bezpieczna. Była... posłuszna. Myślałem tylko o tym, że nie jest sobą, że jest inna... a właśnie wtedy to była ona.
-Aah.. aa.. ha... a.. tak..- szeptała półgłosem, przez oddech, do ucha- nie zostawiaj mnie.
I w tych ostatnich słowach była rozpacz i wrócił strach. A moje palce nadal czują ciepło jej ciała, do teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz